Kurs 1: Współgłośni pasażerowie...
Cisza, spokój, milczenie –
znaczenie tych słów jest chyba praktycznie nieznane pasażerom krakowskiej
komunikacji miejskiej. Chociaż pewnie w innych miastach też pod tym względem
nie jest lepiej.
O ludzka naiwności, jeśli ktoś sądzi, że po całym dniu w pracy lub na uczelni, człowiek korzystający z transportu publicznego zazna spokoju i odpoczynku. Od razu mówię żeby nie było - nie jestem jakimś komunikacyjnym świrem, który uwielbia się wsłuchiwać odgłos pracującego Diesla, a moje całe ciało pokrywa się gęsią skórka na dźwięk pracującego kasownika. Generalnie korzystam z transportu publicznego tylko dlatego, że muszę i nie mam innego wyjścia.
O ludzka naiwności, jeśli ktoś sądzi, że po całym dniu w pracy lub na uczelni, człowiek korzystający z transportu publicznego zazna spokoju i odpoczynku. Od razu mówię żeby nie było - nie jestem jakimś komunikacyjnym świrem, który uwielbia się wsłuchiwać odgłos pracującego Diesla, a moje całe ciało pokrywa się gęsią skórka na dźwięk pracującego kasownika. Generalnie korzystam z transportu publicznego tylko dlatego, że muszę i nie mam innego wyjścia.
Zdaje sobie świetnie sprawę, że
autobusami jeżdżą różni ludzie, który muszą sobie porozmawiać o wszystkim.
Komunikacja miejsca ma bez wątpienia też wielkie walory socjalizacyjne,
społeczne, itp. Okay. Z wszystkim się zgadzam, tylko czy jej pasażerowie muszą
non stop pieprzyć aż takie głupoty i dodatku tak głośno? Jestem w 100 %
przekonany, że zdobywająca Berlin załoga czołgu Rudy 102 ciszej do siebie
mówiła, niż baby w porannym autobusie. Mnie tylko po prostu zależy na małej
chwili spokoju, oraz nie chcę by ktoś obcy w mojej obecności prał swoje intymne
brudy.
Wiem, wiem. Już słyszę te głosy
oburzonych, że każdy może mówić co chce i ile chce. Polska to wolny i suwerenny
kraj, (chociaż pewnie nie wszyscy się tu ze mną zgodzą). Abstrahując od
polityki, ja chyba mam prawo do chwili w miarę komfortowej podróży? Można się
oczywiście odciąć od świata słuchawkami, tylko jest to metoda nie dla każdego.
Bo ja np. czasem lubię poczytać sobie książkę lub gazetę, więc słuchanie muzyki
odpada.
I tak bez żadnych dźwiękowych
zabezpieczeń, wystarczy wsiąść do pierwszego lepszego autobusu lub tramwaju, by
na nasze uszy został przeprowadzony ten słowny i bełkotliwy blitzkrieg.
Przejedzie człowiek dwa/trzy
przystanki i już wszystko wie:
- a to, jakie choroby z katalogu jesień/zima 2013/14 są teraz modne,
- a to, co zrobiła z nami elita rządząca, lub co dopiero planuje,
- a to, kto ile wypił alkoholu wczoraj na imprezie oraz dlaczego Andrzej znów dobierał się do Kaśki,
- a to, gdzie są najtańsze banany w mieście oraz jak długo trzeba oczekiwać do kasy w Tesco,
- lub kogo z czego będzie pytał i czy ten stary
profesor z polibudy będzie robił ciężkiego kolosa.
Tematów i informacji przekazywanej
w środkach komunikacji miejskiej, które atakują mnie zaraz bo wejściu do środka
jest sporo. Myślę, że spokojnie wystarczyłoby do napisania kolejnej encyklopedii Britannica. Jest tylko jeden mały, lecz istotny
szkopuł. Uważam, że owa wiedza jest na takim samym stopniu przydatności, jak
znajomość przepisu na sok z gumijagód. Wszyscy dobrze pamiętamy, że magiczna
mikstura dawała ludziom bardzo duża siłę. Jasne, już widzę te ręce w górze, że
każdy chce taki sok, i wielu taka moc by się przydała od zaraz. Tu pozdrawiam
wszystkich sportowców, a przynajmniej ubranych w strój sportowy pasażerów
MPK.
Okay! Powiedzmy
nawet, że ja mam taki przepis, tylko niech ktoś mi przyniesie koszyk gumijagód.
No i co ?
No i tu się zaczynają przysłowiowe schody.
Więc moja
prośba do współtowarzyszy miejskich podróży: mniej pitolenia, więcej myślenia.
Nie masz nic do powiedzenia, to nie mów. Pamiętaj, nie jedziesz sam. I na
wszystkie świętości proszę, nie opowiadajcie
mi swojej wczorajszej namiętnej nocy. Jeśli już tak bardzo chcecie mi się
pochwalić, to zróbcie zdjęcia i pokażcie mi je na przystanku, jak czekam na
autobus. Wtedy sam ocenie jak było, i nawet mogę przyznać jakieś punkty za styl
oraz pomysłowość.
Na sam
koniec moich przemyśleć zostawiłem sobie wisienkę na torcie. Jest nią nasza
złota polska młodzież, słuchająca swojej
muzyki przez głośniczek komórkach. To chyba moja ulubiona grupa,
współtowarzyszy podróży, a na pewno są oni w czołówce. Wręcz uwielbiam jak
słyszę na pół autobusu rapera Peję o tym, że ktoś reprezentuje biedę, a kawałek
ten leci z najnowszego smartphona z nadgryzionym jabłuszkiem. Kurcze, bieda aż
piszczy. No po prostu paranoja !
Myślę
jednak, że młody pasażer zasługuje na głębszą
analizę w przyszłości.
Teraz
natomiast mykam na autobus. Do usłyszenia lub zobaczenia gdzieś w komunikacja
miejskiej.
Bartek
Kiedy kolejny felieton? Czekam i czekam, a tu nic...
OdpowiedzUsuńNo cóż, autor tego cyklu ma jak na razie sporo zajęć, ale jak tylko dostanę kolejny, z pewnością niezwłocznie się tutaj pojawi :)
OdpowiedzUsuń