„Paliwo”, bo jakoś nie chce mi przejść przez gardło nazwa olej napędowy, zatkało filtry i konieczne było ich oczyszczenie lub wymiana. Niestety, PKP Intercity tłumaczy się zgodnością certyfikatów paliwa ze specyfikacjami lokomotyw, i zamierza domagać się od PESY odszkodowań za niedotrzymanie wyśrubowanych współczynników gotowości. Cóż, tak jest zawsze. Wina jest po stronie wszystkich, a my, jako narodowy przewoźnik, zawsze podeprzemy się dokumentami, choćby były z kosmosu, że jesteśmy krystalicznie czyści. Przecież i tak nikt tego nie sprawdzi, a winni niech się gimnastykują, a co tam…
Praktyki stosowane w PKP Intercity mogą przyprawić o ciarki. Oszczędzanie na paliwie, płynach eksploatacyjnych oraz kadrach kiedyś doprowadzą do katastrofy. System sprzedaży biletów na pokładzie pociągu generalnie leży, bo terminale działają jak traktory na mrozie, więc często kończy się wypisywaniem biletu ręcznie (taka technologia i nowoczesność!). Dziwi to tym bardziej, że przewoźnik do większości swoich pociągów bierze niemałe dopłaty, w ramach realizacji zadania użyteczności publicznej, a przy dyktowanych przez siebie cenach biletów trudno byłoby przypuszczać, że nie zarabia. Pochwalił się tym nawet w podsumowującym raporcie, według którego spółka miała w roku 2015 ponad 1,5 miliarda złotych przychodu z tytułu sprzedanych biletów (ponad 270 milionów więcej niż w roku poprzednim).
Niebawem na łamach bloga trochę więcej o PKP Intercity.
![]() |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Anonimowe komentarze nie będą akceptowane