Obecnie na kolej prąd dostarcza właściwie tylko PKP Energetyka. Oczywiście firma ta ustala indywidualnie stawki dla poszczególnych przewoźników, co oznacza, że skala podwyżek będzie różna. Najwięcej zapłacą zapewne przewoźnicy samorządowi, operujący z małą pracą przewozową, zaś państwowe molochy zostaną potraktowane łagodniej. Są też tacy przewoźnicy, jak Koleje Dolnośląskie, które mają umowę zamrażającą stawki do 2020 roku. SKM Warszawa czy Koleje Wielkopolskie nie muszą się martwić energią elektryczną do końca przyszłego roku. Trudno teraz określić, jak wzrastające ceny energii wpłyną na przewozy pasażerskie w Polsce. Czy zwiększone zostaną dotacje (samorządowi przewoźnicy będą musieli dołożyć do rocznej działalności co najmniej kilka milionów złotych rocznie), czy też nastąpią podwyżki cen biletów. Raczej nie podejrzewałbym drastycznego ograniczenia połączeń, choć zapewne część z nich może zostać zamieniona na trakcję spalinową, choć i ona wcale nie jest taka tania.
Polska jest krajem najbardziej uzależnionym od prądu produkowanego z węgla. Dlatego też najmocniej odczuwamy wszelkie zmiany związane z emisjami CO2. W odniesieniu jednak do transportu kolejowego na wagę złota wydaje się być tworzenie grup zakupowych w celu wspólnego zakupu prądu i negocjowania stawek, a także zawieranie wieloletnich umów na dostawy. Problem braku takich rozwiązań obnażyła ostatnio sytuacja Metra Warszawskiego, które unieważniło przetarg na prąd dla I i II linii, ponieważ najtańsza oferta o kilkanaście procent przekroczyła budżet.
![]() |
fot. PKP Energetyka |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Anonimowe komentarze nie będą akceptowane